środa, 28 grudnia 2011

Ten tydzień jest pierwszym tygodniem  przygotowawczym do przyszłego sezonu. Pierwszym z tego względu że wcześniej nie miałem czasu ani weny by zapisać coś w dzienniczku. A zainspirował mnie do tego Krzyniu, a właściwie jego dziennik w którym wszystko jest super dokładnie rozpisane i przejrzyste. Naprawdę mobilizujące;)

Poniedziałek po wielkim Świątecznym obżarstwie którym przepełnione były dwa wcześniejsze dni pełen radości wybyłem na słitaśnie rozbieganko które tak śłitaśne jednak nie było..
1,89km bc1+ 15'spr+1,2km bc1+(?)*=5,7km
*nie wiem jak to nazwać
Od  samego początku drętwiała mi lewa noga i nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to że ja przecież biegłem<!>..  Po spr wydawało mi się że wszystko jest ok.. Cały czas czułem się nieswojo i jakoś dziwnie tupałem. Wiem że postury biegacza nie mam, ale wydaje mi się że biegam całkiem ładnie, bez zbędnych udziwnień, w lini z zadziwiającą dla mojej wagi lekkością.. Tym razem jednak waliłem nogami jakbym miał przyczepione drewniane podkładki pod stopy zamiast butów biegowych. Pomyślałem jednak że na pewno jest to objaw godny prawdziwego hipochondryka więc kolokwialnie mówiąc, olałem to. Mniej więcej na 3 km rozpoczęła się moja zarąbiście twarda walka z samym sobą gdyż nie byłem w stanie ustać na lewej stopie.. "biegnąc" do domu jedyne na co miałem ochotę to się rozpłakać tak straszliwie jeszcze nigdy mnie nic nie bolało. Nigdy problemów z okostną nie miałem nawet nie wiedziałem że 'tego' się używa. Nie wiem czym było to spowodowane ale od kolana w dół nie miałem nogi tylko kamień! Wracając do domu właściwie tylko na prawej nodze tak ją zakwasiłem że jajca..
We wtorek postanowiłem że potruchtam  porozciągam swoje dwa pieńki ;) więc 10' delikatnego truchtu, spora warstwa rozgrzewającej maści końskiej i bita godzina delikatnych ćwiczeń i rozciągania. Nie bolało więc chyba jest lepiej.
Dziś by nie kusić losu wybrałem się na 2 godzinki na basen do wsi Brzeziny. Myślę iż było to lepszy pomysł niż wyjście na trening.

Jutro wybieram się do lasu by sprawdzić nogę i jeśli będzie wszystko ok to coś tam pobiega dłuższego:)
A plan odnośnie Biegu Sylwestrowego?
Prosty, a mianowicie:
-płasko-wolno do (160)

-wzniesienia mocno ile fabryka dała
Tak to sobie wymyśliłem i tak zrobię jeśli noga pozwoli wg wystartować:)

Pozdrowienia dla zawsze wspierających mnie obozowiczów:*

sobota, 3 grudnia 2011

Nie mam siły napisać nic sensownego. Od poniedziałku nie biegam, chodzę do szkoły, ćwiczę na wf i na tym kończy się moja aktywność gdyż jestem kurka chory!! Kaszle ale najgorsze jest to że ciężko mi się oddycha przez ten frajerski katar. Faszeruje się medykamentami i mam nadzieję że w końcu (!) będę zdrowy :) Bo obecnie czuję się jak flak.
Znalazłem pewien filmik który mam nadzieję naładuje was tak wolą walki i mocą jak i mnie :)
I jak?? ;)